"Nie siedź na piłce bo zrobi się jajo" - wywiad z Karolem Barckim
Czy utożsamiasz się z
bohaterem i czy mówiłeś od siebie?
To byłem ja i moja frustracja. To byłem po części ja. Gram w
gry komputerowe, bawię się w Facebooka i w te wszystkie internetowe rzeczy. Ale
miałem taki moment w życiu, dwa lata temu, że byłem wkurzony na to, że wszyscy
naparzają bezmyślnie, bez zastanowienia. Obrazkami, uczuciami, cytatami, a nic
z tego nie wynika.
Na bazie tej frustracji zrodził się ten bohater, którego grałem.
Podczas spektaklu prawie nie było Cię widać. Czy to było zamierzone i czemu to miało służyć?
To jest zamysł specjalny. Są trzy powody.
Mam problem z wymową i częściej przyciągam uwagę postacią, ruchem niż słowem. Dlatego tutaj ograniczyłem widoczność postaci, żeby trzeba było się skupić na słowie, żeby trzeba było posłuchać co mam do powiedzenia, a nie obserwować jak tam jakiś grubasek chodzi i o coś się potyka. :)
Inny powód był taki, że kolega mi powiedział, że tyle już w teatrze działam, a nie potrafię dobrze stanąć w świetle. Dobra, nie potrafię. No to jak tego nie potrafię, to znaczy, że to umiem. Mam tyle lat praktyki nie robienia tego, to wykorzystam to i niech to będzie.
Taka też była konwencja. Siedzimy w ciemności i to jest krępujące. Taka niepewność, nie wiemy co się wydarzy. Jest to w pewien sposób niekomfortowe, niecodzienne. Chciałem wywołać złość na mojego bohatera, który wrzeszczy, jeszcze w dodatku po ciemku. By widzowie byli w opozycji do tego co myślę, by przyłapali: "Ale on tu źle mówi", "Co on gada? To nie prawda!", by analizowali, główkowali.
Czy brak światła można jakoś połączyć z anonimowością tego manifestu? Prawie każdy mógłby taki manifest wygłosić i Internet temu sprzyja.
Sądzę, że jest to dobra analiza, jednak ja nie myślałem w tym kontekście. Myślałem bardziej o sobie, że ja chciałbym tak powiedzieć.
Pojawiają się osoby, które też są wkurzone na to wszystko i wyrażają swoją irytację, jednak są to pojedyncze głosy, a nie jest to jedna wspólna fala. Nie ma po tym prawie żadnego oddźwięku. Ktoś coś napomknie, ale nie ma tak, że wszyscy wyjdziemy i powiemy, że nam się coś nie podoba.
Ostatnio były marsze, więc spoko, ale jak robiłem ten spektakl to jeszcze nie było takich rzeczy. Fajnie, że teraz są.
Dziękujemy.
Na bazie tej frustracji zrodził się ten bohater, którego grałem.
Podczas spektaklu prawie nie było Cię widać. Czy to było zamierzone i czemu to miało służyć?
To jest zamysł specjalny. Są trzy powody.
Mam problem z wymową i częściej przyciągam uwagę postacią, ruchem niż słowem. Dlatego tutaj ograniczyłem widoczność postaci, żeby trzeba było się skupić na słowie, żeby trzeba było posłuchać co mam do powiedzenia, a nie obserwować jak tam jakiś grubasek chodzi i o coś się potyka. :)
Inny powód był taki, że kolega mi powiedział, że tyle już w teatrze działam, a nie potrafię dobrze stanąć w świetle. Dobra, nie potrafię. No to jak tego nie potrafię, to znaczy, że to umiem. Mam tyle lat praktyki nie robienia tego, to wykorzystam to i niech to będzie.
Taka też była konwencja. Siedzimy w ciemności i to jest krępujące. Taka niepewność, nie wiemy co się wydarzy. Jest to w pewien sposób niekomfortowe, niecodzienne. Chciałem wywołać złość na mojego bohatera, który wrzeszczy, jeszcze w dodatku po ciemku. By widzowie byli w opozycji do tego co myślę, by przyłapali: "Ale on tu źle mówi", "Co on gada? To nie prawda!", by analizowali, główkowali.
Czy brak światła można jakoś połączyć z anonimowością tego manifestu? Prawie każdy mógłby taki manifest wygłosić i Internet temu sprzyja.
Sądzę, że jest to dobra analiza, jednak ja nie myślałem w tym kontekście. Myślałem bardziej o sobie, że ja chciałbym tak powiedzieć.
Pojawiają się osoby, które też są wkurzone na to wszystko i wyrażają swoją irytację, jednak są to pojedyncze głosy, a nie jest to jedna wspólna fala. Nie ma po tym prawie żadnego oddźwięku. Ktoś coś napomknie, ale nie ma tak, że wszyscy wyjdziemy i powiemy, że nam się coś nie podoba.
Ostatnio były marsze, więc spoko, ale jak robiłem ten spektakl to jeszcze nie było takich rzeczy. Fajnie, że teraz są.
Dziękujemy.
Renia i Marta
Komentarze
Prześlij komentarz